Przez kilka dni rozsyłałam moją powieść do wydawnictw. Prosta czynność: krótki mail, streszczenie, notka o mnie, cała powieść lub fragment i przycisk SENT. Pierwszy mail dostarczył mi trochę emocji, ale każdy kolejny już zdecydowanie mniej. Dotarłam w końcu do wydawnictwa, które nie czyta tekstów wysłanych mailem. Na początku zapisałam sobie tylko adres, żeby zająć się tym później. Natrafiłam na, jakby nie patrzeć, przeszkodę. Usiadłam jednak następnego dnia przy drukarce i zaczęłam drukować. Jednostronnie, A4, około 1800znaków na stronie… jedna kartka po drugiej, 100stron na 40min… wolniutko to szło. A potem stwierdziłam, że warto to połączyć, żeby kartki nie latały na wszystkie strony. Tylko kiedy?? I oddać tekst do jakiegoś punktu? Nieee. Może i chroni mnie prawo autorskie, może i takie rzeczy jak kradzież tekstu, się nie dzieją. Ale nie i kropka. To co? To biorę wikol, biorę wiertarkę, brązowy sznurek i do dzieła!
Samo układanie papieru idealnie równo zajęło mi prawie godzinę :D a zaznaczam, że nie jestem perfekcjonistką. Dobrze, książka unieruchomiona między dwoma deskami, brzeg posmarowany klejem, niech sobie leży do rana, niech wyschnie. Wracam z pracy dnia kolejnego i patrzę z przerażeniem na tekst. Wszystko leży, jak leżało, ale okładka z tyłu jakby niekompletna… idę o zakład, że jakbym poszukała, znalazłabym ją gdzieś na podłodze, albo w pysku mojego wspaniałego szczeniaka, który to poczęstował się jakże smaczną tekturką. I jak tu się złościć, kiedy przed chwilą przywitał mnie tak radośnie, że przewrócił się podczas witania z pięćdziesiąt razy, tracąc równowagę przez nie dający się opanować ogonek? No to do pracy… zdjęłam z desek zaciski, nałożyłam nową okładkę i, wcześniej nawiercając otwory, zszyłam w całość moje dzieło. A potem zaadresowałam kopertę, i karteczkę do listu poleconego i karteczkę do potwierdzenia odbioru… i TRRRACH koperta się podarła. Uff, dobrze. To jeszcze raz. Udało się. To teraz do koszulki wkładam streszczenie i kilka słów o sobie. Czegoś jednak brakuje. Dopisuję na pierwszej stronie wydruku moje dane, mail, telefon… ale coś jeszcze by się przydało. W końcu biorę kartkę i piszę krótką informację odręcznie. Tak ładniej wygląda. Wkładam do koperty, a serce bije mi jak oszalałe. Maile było wysłać łatwiej. Zaskoczyło mnie to, jak denerwowałam się przy wysyłce wydrukowanego tekstu. Tyle emocji! Tyle pracy… niech to chociaż ktoś przeczyta ;)
0 Komentarze
|