Otóż właśnie takie mam przed sobą zadanie.
Pod koniec marca na portalu Polak Potrafi zamieściłam swój projekt - chcę zebrać pieniądze, aby wydać swoją powieść "Trygrunn Jesteśmy Jednym". Forma jest o tyle ciekawa, że nie wpłacamy pieniędzy od tak, tylko kupujemy egzemplarz w przedsprzedaży, ewentualnie wybraną przez nas nagrodę. Jeśli w ciągu kolejnych 66 dni nie uda się osiągnąć celu, pieniądze zostaną zwrócone kupującym - więc nie ma tu ryzyka, że coś pójdzie nie tak :) Tzn nie ma tego ryzyka dla kupujących - dla mnie jest to próba nerwów, a te w każdej chwili mogą zacząć siać spustoszenie. Ważna jest teraz determinacja i ciągła praca - poszukiwanie odpowiednich miejsc do rozreklamowania swojego pomysłu i poinformowanie wszystkich znajomych - to właśnie oni są największą pomocą! Aktualnie pracuję nad mapą świata przedstawionego i nad wypalanymi w drewnie zakładkami do książki. W obu przypadkach mam już gotowy plan wyjściowy, czyli szkic i wzór, które przedstawiam pod postem. W mapie planuję dorysować trochę szczegółów i nałożyć kolejne warstwy ołówka, dzięki czemu rysunek nabierze głębi i charakteru, o który mi chodzi. W kwestii zakładek: jestem na etapie poszukiwania cienkiego drewna, jaki mogłabym wykorzystać, bo 4mm sklejka jest zdecydowanie za gruba. Rysunek i wypalanie wzorów są odprężające i niesamowicie satysfakcjonujące - ważne jednak, żeby mieć na to czas. Odpowiednie warunki pozwolą na spokojną, efektowną pracę. Nie trzeba kupować najdroższych ołówków czy wypalarki (inaczej pyrografu) - czasem wystarczy ogryzek grafitu, a i tak efekt będzie ciekawy :) Tak więc, na dziś już chyba koniec, ale jutro zabieram się do dalszej pracy :)
0 Komentarze
Jak łatwo dzisiaj zostać wydawcą?
Bajecznie łatwo! Rejestracja w serwisie ISBN trwa dosłownie chwilę i po niedlugim czasie można się cieszyć swoją własną pulą unikalnych numerów ISBN, które sprawią, że Twoje książki juz na zawsze zostaną w Bibliotece Narodowej :) I od tej pory jesteś Wydawcą przez duże W :) Świetne uczucie :) Co prawda to jedynie malutki krok w kierunku wydania własnej książki, ale przecież ważne jest, aby iść do przodu. Pozostaje mi znaleźć ciekawy imprint i cieszyć się na samą myśl :) Mój plan jest prosty: do końca stycznia kończę redakcję książki, po czym zaczynam działać, aby już w 2017r wydrukowana, pachnąca książka znalazła się na mojej półce. Przynajmniej! Postanowienia noworoczne zwykle okazują się nieosiągalne, zbyt ambitne; często też ze zwykłego lenistwa nie zabieramy się do roboty.
A może tak małymi kroczkami? Wiele rzeczy zmieniło się u mnie w 2016 roku, ale czuje że ten zbliżający się rok będzie należał do mnie :) Może zbyt odważnie powiedziane? No, nie zamierzam wskakiwać na billboardy ;) Ale do rzeczy! Czytam składy produktów, które kupuję i odkładam na półkę każdy, który budzi we mnie wątpliwości (to się akurat zaczęło od włosomaniactwa, które wręcz zmusiło mnie do czytania składów kosmetyków; przewrotnie, okazało się, że te tańsze kosmetyki mają czasem lepszy skład niż te luksusowe). Do tej pory tyczyło się to produktów chemicznych i kosmetycznych i tylko pod względem użyteczności, jakości i ceny, a teraz chcę zwrócić uwagę na inną ważną kwestię: na zwierzęta. W kwestii kosmetycznej. Każdy kolejny kosmetyk, który kupię sprawdzę pod względem testowania na zwierzętach; znaczek cruelty free poszukiwany. To samo dotyczy chemii u mnie w domu. Kosmetyki pochodzenia roślinnego są rewelacyjne; studiowałam ziołolecznictwo, czas to wykorzystać na całego. W kwestii żywnościowej. Zauważyłam, że od jakiegoś czasu łatwiej mi dbać o jedzenie zdrowych rzeczy i częściej sięgam po coś droższego, jeśli tylko mogę, jeśli wiem, że jest lepszej jakości. Zauważyłam też, że przestało mi smakować mięso w takim stopniu, w jakim zawsze mi smakowało; jeszcze do niedawna jedną z moich ulubionych potraw był tatar. Zawsze gdzieś w podświadomości wiedziałam, jak traktowane są zwierzęta hodowane na mięso, ale nie brałam tego do siebie(!). Widzę, że panuje moda na wegetarianizm i weganizm, ale na mnie moda nigdy nie miała dużego wpływu. Może podświadomie trochę? W każdym razie zawsze kierowałam się tym, co mi się podoba, a nie tym co podoba się wszystkim innym. Dotarło do mnie jednak okrucieństwo, jakie towarzyszy moim przyjemnościom w jedzeniu mięsa... Postanowiłam sobie na razie, że odstawię nabiał za wyjątkiem jajek, z których na razie nie jestem w stanie zrezygnować ale staram się je kupować z wiadomych źródeł. Zrezygnuję również z wołowiny i wieprzowiny – stopniowo! Ale do końca roku mam taki plan, że nie będę już tego jadła. Wszystko małymi kroczkami. Każdy musi żyć i działać według siebie – zmuszona NIGDY nie przestałabym jeść mięsa. Czasem jednak potrzebna jest osoba, która motywuje; MOTYWUJE, nie PRZEKONUJE. To ogromna różnica. I ja miałam szczęście trafić w życiu na kilka takich osób. Kolejny raz przekonałam się, że czasem potrzebny jest porządny bodziec do działania. Około roku 2005 spotkałam osobę, która pokazała mi sfery, o których nie miałam pojęcia; moja wyobraźnia dzięki temu ogromnie się rozwinęła, mimo tego, że zawsze była duża poczułam różnicę i cieszę się z tego do tej pory. W roku 2013 spotkałam drugą osobę, która przypomniała mi o tych ważnych rzeczach, doprecyzowała wszystko i dodatkowo wywróciła moje życie do góry nogami za co jestem wdzięczna; dziś jestem dzięki temu bardziej odpowiedzialna i myślę(!) dużo bardziej rozsądnie, ale jest to wciąż początek drogi. W roku 2016 poznałam trzecią osobę, która swoim trybem życia i osobowością obudziła we mnie świadomość tego, co dzieje się wokół mnie i ile jeszcze mogę zrobić dla otoczenia i dla siebie; począwszy od motywacji do spełnienia swoich marzeń pisarskich aż do ogarnięcia codziennej rutyny, która naprawdę nie musi być taka zła. Mimo ogromnych chęci i starań, aby liczyć tylko na siebie i tylko w sobie szukać wsparcia nie czuję, żeby korzystanie z czyjejś energii było moja porażką. Szczególnie, jeśli i ja dzielę się z nimi swoją energią. Dalej staram się przede wszystkim zaczynać od siebie, ale uświadomienie sobie, że są ludzie mi przychylni i tacy, którym i ja w jakiś sposób mogę pomóc niezwykle mnie uspokaja. Fajnie jest wiedzieć, co to wdzięczność. To wszystko nie znaczy, że stałam się aniołem ;) wręcz przeciwnie! Najbliżsi wiedzą, jak bardzo wredna potrafię być. Pracuję nad tym! Zaczęłam pisać powieść i przestałam czytać cokolwiek. Dzięki temu, tak myślałam, stworzyłam coś bez żadnego wpływu. Okazuje się, że osoby które mnie znają i tak znalazły naleciałości z książek, które czytałam. Nie zrobiłam tego specjalnie, ale, niestety, tak się właśnie stało. Nie chodzi o, brzydko mówiąc, zerżnięte fragmenty, ale o styl czy jakiś podobny motyw. I w tym momencie wreszcie dotarło do mnie, że czas wrócić do książek, że czas czytać ich jak najwięcej, ale trochę inaczej, niż robiłam to do tej pory.
Zawsze czytałam kryminały, fantasy lub horrory. Zdarzył się epizod z książką obyczajową lub romansem, ale wciąż trzymałam się tylko jakiejś grupy książek. A tu chyba chodzi o to, że powinnam się łapać teraz za wszystko i poznawać teksty różnych autorów, co pozwoli mi wyłapać u siebie więcej błędów, co poszerzy moje horyzonty i spojrzenie na świat. Wzbogacę tym swoje słownictwo, uprzyjemnię chwilę i może wprowadzę do życia trochę relaksu, bo wiecznie czuję, że coś muszę. Nanowrimo okazało się dla mnie niezbyt dobrym pomysłem, bo wpadłam w pułapkę. Chciałam dużo i na już. I do tego świetnej jakości, ale, na litość boską jak tak będzie to wszystko będzie o dupę otłuc. I tak, zaczęłam od przygotowania się do czterech konkursów (!) a powinnam była na spokojnie zająć się powieścią, którą chce wydać i czytaniem, czytaniem, czytaniem...! Z pokorą teraz naprawię swój błąd. Trzymajcie za mnie kciuki! Zaczytując się w anonimowych trafiłam na tekst o starszej pani, która fizycznie jeszcze czuła się w porządku, niestety psychicznie już nie bardzo. Potrafiła robić rzeczy, o których potem nie pamiętała, a to mogło być niebezpieczne i dla niej i dla otoczenia.
Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy takie osoby zapadają się w sobie z wiekiem, bo tak jest, czy po prostu tak chcą. I nie piszę tu o chorobach, które w oczywisty sposób niszczą mózg. Mówię o zwyczajnym starzeniu się. Czy oni aby, widząc to co dzieje się wokół, nie poddają się? Na zewnątrz robiąc z siebie bezbronnych, a w środku drwiąc z otoczenia na każdym kroku? Albo już im się po prostu nie chce i zmęczeni opieką i troską z każdej strony chcą sobie po prostu odejść. Znużeni życiem robią się drażliwi i wredni, czasem sfrustrowani. Większość z nich żyje przeszłością, co widzę na codzień w mojej babci. Często podczas rozmów z nią słyszę historię z jej młodych lat, albo zwyczajne wspomnienia ze świąt lub większych wydarzeń. Raczej nie żyje teraźniejszością, już bardziej, momentami, przyszłością. Dużo tych ludzi żyje już głównie w swoich głowach, nie bardzo interesując się światem, a szkoda. Jest przecież tyle możliwości. Nie wszyscy są na starość sami. Ciekawe, jaka przyszłość pisana jest mi i moim młodszym bliskim? Pięć dni przed startem dowiedziałam się, że coś takiego istnieje. Na początku pełna wątpliwości i obaw, nie pomyślałam, żeby w ogóle wziąc w tym udział. Może za rok? Kiedy jednak termin zbliżał się, nieubłaganie, zdecydowałam, że spróbuję.
Chciałam się porwać na trzy konkursy na raz, takie miałam ambicje... przystopowałam jednak, kiedy dotarło do mnie, że wszystkie trzy utwory stracą na jakości, jesli będę się rozpraszać innymi. A więc wszystko inne poszło na bok i w tym miesiącu oddaję się mini powieści "Wspomnienie", która z kazdym słowem coraz bardziej przypomina mi... horror. I w zasadzie, czemu nie? Chciałabym spróbowac wszystkiego mimo, że w fantasy czuję się najlepiej. I jeśli nie spróbuję, to nigdy się nie dowiem, czy dałabym radę. Miejscem powieści będzie Tajga na Syberii, czas.. okolice współczesności. Bohaterką zostanie młoda kobieta. Jak historia się potoczy, pokaże czas. W tej chwili ujawniła mi się główna bohaterka ze szczeniakiem. Piesek wabi się Pin, a bohaterka jeszcze nie doczekała się imienia. Zobaczymy. Tytuł "Wspomnienie" przyszedł sam. A motyw wierzeń ludów Syberii dopełni powoli całość. Jest trzydzieści dni na napisanie pięćdziesięciu tysięcy słów, a więc około stu czterdziestu, stu pięćdzisięciu stron jednowątkowej, prostej powieści zwanej nowelą. Nowela charakteryzuje się prostotą i jednoliniowością, brakiem wydlużających się opisów i niezagłębianiem się w charakter każdego bohatera. Nie wiem, czy uda mi się to wszystko utrzymać w tym właśnie tonie - noweli, ale postaram się. Mam skłonności do wielowątkowości i o ile w opowiadaniach udaje mi się ograniczyć, o tyle w mini powieści może mi być dużo trudniej. Od czego jest jednak praktyka? A więc do pracy. Za mną pięćset słów, jeszcze sto razy tyle ;) Zapraszam na nanowrimo.org, mój pseudonim to anngronn - nie umieszczam tam samej powiesci, ale można tam obserwować moje postępy. W ciągu dnia, w trakcie przerwy w pracy spacerowałam sobie po sklepie z ogromną różnorodnością przydatnych i tych kompletnie zbędnych rzeczy. Dotarłam do ładnie oprawionych zeszytów i zatrzymałam się na chwilę. Wzięłam do ręki mały, zielony notes i bez namysłu pasujący, zielony długopis.
Poszłam prosto do kasy, zeby się nie rozmyslić, bo na pierdoły staram się pieniędzy nie wydawać. Zakupiłam i wyszłam z usmiechem na zalaną słońcem ulicę. Już jakiśc zas temu zauważyłam, i ubolewałam nad tym faktem, że ciężko mi się zebrać do pisania na laptopie. Komputer stacjonarny jest zwykle zajęty przez mojego mężczyznę, a ja i tak w domu mam wiele innych rzeczy do zrobienia... a najwięcej czasu mam w komunikacji miejskiej i często tez podczas podróżowania wpadają mi do głowy fajne pomysły. Spisane na świeżo są znacznie bardziej szczegółowe. Więc mój zakup mógłby być strzałem w dziesiątkę. I tak własnie jest! Siedząc w autobusie czy też tramwaju, jak tylko nachodzi mnie wena wyciągam notes i piszę. Czasem tak, że nie wiem kiedy mija mi podróż. Podekscytowana i w dobrym humorze opuszczam pojazd i idę do domu z poczuciem, że coś dla siebie zrobiłam. Nawet, jesli jest to tylko jedna strona, to jednak! I kiedyś, jak juz wydam swoją książkę będę dalej miała ten notes. Nawet jesli z błędami i fragmentami, których finalnie nie użyję, to będzie niesamowita pamiątka. I kiedys moje dzeci znajdą ten notes i zobaczą te notki - już teraz na samą myśl się uśmiecham, bo przecież to niesamowite. Kiedyś znalazłam zeszyt mojej mamy i pamiętam, jaka byłam podekscytowana przeglądając go. To niezwykle emocjonalny, realny portal do przeszłości i świetny początek do wspominania. Przypomniałam sobie, że mam jeszcze krótki pamiętnik z okresu poznania się z moim mężem. To naprawdę cenna dla mnie rzecz, bo dzięki niej wracam do obrazów, które wbudzają we mnie ogrom pozytywnych emocji. W ferworze poszukiwań znalazłam tez niewielki pamiętnik z czasów, kiedy kończyłam liceum. Och, jakie to były notki ;) Będę namawiać swoje dzieci do pisania pamiętników, bo słowo spisane na kartkach ma kompletnie inną wartośc niż to zostawione na komputerze. Pismo ręczne oddaje charakter, emocje... pożółkły papier uświadami nam upływ czasu i często budzi wzruszenie. Kiedyś miałam też jakieś listy. Muszę je wszystkie znaleźć i kiedyś otworzyć na nowo. Juz się cieszę na ten moment! Coś chyba naprawdę musi siedzieć w podświadomości, żeby nie chcieć się kompletnie ruszać. Co jakiś czas mam zrywy i regularnie ćwiczę, ale trwa to maksymalnie dwa, może trzy miesiące i gdzieś się ta moja motywacja rozmywa w codziennym życiu. Jesień w tym roku zaskoczyła mnie bardziej niż zwykle. Kompletny brak chęci na jakąkolwiek aktywność fizyczną. Najchętniej po przyjściu z pracy lądowałabym pod gorącym prysznicem na jakieś 2h, a potem po kołdrę i spać. Dziś jest piątek i nie ukrywam, że siedzi we mnie mały radosny człowieczek z trąbką, confetti i transparentem z napisem „JUTRO BĘDZIESZ MOGLA SIĘ WYSPAĆ!” tzn jeśli pozwoli Ci na to Twój szalony pies ;)
Mam wrażenie że czas po pracy skurczył mi się do jakiegoś absurdalnego minimum. Jakbym chciała spać codziennie 8h to już w ogóle chyba nie zdejmowałabym kurtki. Powrót do domu z zakupami spożywczymi następuję o jakże wczesnej godzinie 18:10-18:30. Wchodzę, witam się ze szczeniakiem, idziemy na dwór, ogarniam dom jako tako i robię ciepła kolację. Ok, mamy prawie 20:00 i już padam na przysłowiowy pysk. Jemy, potem biegnę pod prysznic, szykuję ciuchy na następny dzień, siadam na chwilę, i już jest po 21. To chętnie bym popisała. Otwieram laptopa, zaczynam pisać i po 2 stronach zasypiam na klawiaturze. Mam zaplanowanych tyle rzeczy, że aż serce rośnie :D No dobra, to zamykam laptopa bo to nie ma sensu. Wlokę się do łóżka a tam piesek mój najukochańszy właśnie demoluje sypialnię. Przypominam sobie, że miałam zapłacić wszystkie rachunki i tak czas zlatuje mi do 23. Kładę się, ale zmęczenie nie pozwala mi zasnąć. Ach jak ja to kocham :) W końcu zasypiam o 1 i budzę się 6:00. Wyłączam budzik i ku własnemu przerażeniu budzę się 6:40. Ok to już nie jem śniadania. Ubieram się, międzyczasie piesek na dwór, śniadanie dla niego i lecę biegiem na autobus. Uff, zwykle kierowca na mnie czeka :) I w sumie już wiem, skąd ten brak chęci do aktywności fizycznej. Przecież ja co rano biegam za komunikacją. I wracając z pracy mam dokładnie to samo ;) Czas pokazać się szerszej publiczności i powiem szczerze, że trochę się tego obawiam. Nikt nie lubi usłyszeć, że coś co się robi jest kiepskie. Ale jestem dobrej myśli! Opinie moich bliskich są pozytywne, a więc czas usłyszeć coś od osób, których nie znam. Nie umieszczę na razie żadnych fragmentów do powieści, bo chcę, żeby trafiła do czytelników w wersji wydanej. Jakiś czas temu jednak zaczęłam pisać opowiadania, którymi chętnie się podzielę.
Zostaję w tematyce fantasy, bo ona najbardziej mnie pociąga. Staram się jednak, żeby każda opowieść była wartościowa, a nie napisana ot tak. Zakończyłam opowiadanie „Skowyt”, które umieszczę na dniach na wattpadzie w kilku częściach. W przygotowaniu mam jeszcze dwa utwory, którymi podzielę się innym razem. Nie będę umiała ograniczyć się do jednej historii, ale Trygrunn dalej jest dla mnie najważniejsza i prace nad kontynuacją wciąż trwają. Selekcjonuję na to czas i energię z wielką przyjemnością. Opowieści są oderwaniem, przerwą, żeby Trygrunn nie straciło na jakości. Pisząc je wchodzę na chwilę do innego świata, który wciąga mnie do siebie na długie godziny. „Skowyt” jest zupełnie inny w moim przekonaniu. Porusza inne struny i mówi o innych wartościach. Zapraszam do lektury! Moja powieść czeka na Wydawcę, a ja w tym czasie staram się dowiedzieć o rynku wydawniczym jak najwięcej. I żeby zaistnieć nie wystarczy książki wydać. Trzeba ozdmuchać wiadomośc o niej jak najdalej i najlepiej w wielkim stylu. Jeśli się nie ma na to funduszy to trzeba mieć dobry pomysł i włożyć w to dużo pracy.
Jakiś czas temu wpadł mi do głowy szalony pomysł i postanowiłam go zrealizować. Postanowiłam, że stworzę krótki film zapowiadający moją powieść. Z moich własnych prac. Od jakiegoś czasu chodził mi po głowie utwór, który idealnie wpisywał się w tematykę Trygrunn, wybrałam więc jego fragment i zasłuchiwałam się w nim przez jakiś miesiąc. W głowie tworzyły mi się obrazy, jakie mogłabym stworzyć i marzyłam o genialnym efekcie mojej pracy. Zaczęłam szukać informacji na temat robienia czegoś takiego i zweryfikowałam swoje plany. Oczywiście nie zrezygnowałam, ale okazało się to być dla mnie dużym przedsięwzięciem… Okazuje się, że aby powstał piękny, 80min animowany film potrzeba około… 2,500,000 rysunków. Prosto licząc potrzebuję 46875 rysunków na moje skromne półtorej minuty :D Rewelacja :D Założyłam więc, że muszę mieć trochę inny pomysł. Od dawna gram w rewelacyjną pod względem grafiki grę – Diablo. I to właśnie intro do Diablo III obejrzane na nowo mnie zainspirowało. Nie chodzi mi o piekielnie dopracowaną wersję 3D – cudów nie ma :) Marzyłam kiedyś o stworzeniu takiego filmu na miarę Katedry, która zgarnęła kilka nagród, ale z tym muszę jeszcze poczekać. Program 3ds max opanowałam na poziomie podstawowym i na pewno do niego wrócę, bo to rewelacyjna przygoda i genialne narzędzie. Ale wracając do Diablo III – rysunkowy początek filmu wprowadzającego i filmy opowiadające po krótce historie każdego z bohaterów są bardzo interesujące. Na pewno nie jest łatwo zrobić coś takiego, ale jest to podwalina mojego przyszłego filmu. I jak tylko o tym myślę, od razu się uśmiecham. Scenariusz gotowy, poszczególne klatki filmu zarysowane. A teraz do dzieła! Planowana premiera 7 grudnia – zrobię sobie prezent :) |