W ciągu dnia, w trakcie przerwy w pracy spacerowałam sobie po sklepie z ogromną różnorodnością przydatnych i tych kompletnie zbędnych rzeczy. Dotarłam do ładnie oprawionych zeszytów i zatrzymałam się na chwilę. Wzięłam do ręki mały, zielony notes i bez namysłu pasujący, zielony długopis.
Poszłam prosto do kasy, zeby się nie rozmyslić, bo na pierdoły staram się pieniędzy nie wydawać. Zakupiłam i wyszłam z usmiechem na zalaną słońcem ulicę. Już jakiśc zas temu zauważyłam, i ubolewałam nad tym faktem, że ciężko mi się zebrać do pisania na laptopie. Komputer stacjonarny jest zwykle zajęty przez mojego mężczyznę, a ja i tak w domu mam wiele innych rzeczy do zrobienia... a najwięcej czasu mam w komunikacji miejskiej i często tez podczas podróżowania wpadają mi do głowy fajne pomysły. Spisane na świeżo są znacznie bardziej szczegółowe. Więc mój zakup mógłby być strzałem w dziesiątkę. I tak własnie jest! Siedząc w autobusie czy też tramwaju, jak tylko nachodzi mnie wena wyciągam notes i piszę. Czasem tak, że nie wiem kiedy mija mi podróż. Podekscytowana i w dobrym humorze opuszczam pojazd i idę do domu z poczuciem, że coś dla siebie zrobiłam. Nawet, jesli jest to tylko jedna strona, to jednak! I kiedyś, jak juz wydam swoją książkę będę dalej miała ten notes. Nawet jesli z błędami i fragmentami, których finalnie nie użyję, to będzie niesamowita pamiątka. I kiedys moje dzeci znajdą ten notes i zobaczą te notki - już teraz na samą myśl się uśmiecham, bo przecież to niesamowite. Kiedyś znalazłam zeszyt mojej mamy i pamiętam, jaka byłam podekscytowana przeglądając go. To niezwykle emocjonalny, realny portal do przeszłości i świetny początek do wspominania. Przypomniałam sobie, że mam jeszcze krótki pamiętnik z okresu poznania się z moim mężem. To naprawdę cenna dla mnie rzecz, bo dzięki niej wracam do obrazów, które wbudzają we mnie ogrom pozytywnych emocji. W ferworze poszukiwań znalazłam tez niewielki pamiętnik z czasów, kiedy kończyłam liceum. Och, jakie to były notki ;) Będę namawiać swoje dzieci do pisania pamiętników, bo słowo spisane na kartkach ma kompletnie inną wartośc niż to zostawione na komputerze. Pismo ręczne oddaje charakter, emocje... pożółkły papier uświadami nam upływ czasu i często budzi wzruszenie. Kiedyś miałam też jakieś listy. Muszę je wszystkie znaleźć i kiedyś otworzyć na nowo. Juz się cieszę na ten moment!
0 Komentarze
Coś chyba naprawdę musi siedzieć w podświadomości, żeby nie chcieć się kompletnie ruszać. Co jakiś czas mam zrywy i regularnie ćwiczę, ale trwa to maksymalnie dwa, może trzy miesiące i gdzieś się ta moja motywacja rozmywa w codziennym życiu. Jesień w tym roku zaskoczyła mnie bardziej niż zwykle. Kompletny brak chęci na jakąkolwiek aktywność fizyczną. Najchętniej po przyjściu z pracy lądowałabym pod gorącym prysznicem na jakieś 2h, a potem po kołdrę i spać. Dziś jest piątek i nie ukrywam, że siedzi we mnie mały radosny człowieczek z trąbką, confetti i transparentem z napisem „JUTRO BĘDZIESZ MOGLA SIĘ WYSPAĆ!” tzn jeśli pozwoli Ci na to Twój szalony pies ;)
Mam wrażenie że czas po pracy skurczył mi się do jakiegoś absurdalnego minimum. Jakbym chciała spać codziennie 8h to już w ogóle chyba nie zdejmowałabym kurtki. Powrót do domu z zakupami spożywczymi następuję o jakże wczesnej godzinie 18:10-18:30. Wchodzę, witam się ze szczeniakiem, idziemy na dwór, ogarniam dom jako tako i robię ciepła kolację. Ok, mamy prawie 20:00 i już padam na przysłowiowy pysk. Jemy, potem biegnę pod prysznic, szykuję ciuchy na następny dzień, siadam na chwilę, i już jest po 21. To chętnie bym popisała. Otwieram laptopa, zaczynam pisać i po 2 stronach zasypiam na klawiaturze. Mam zaplanowanych tyle rzeczy, że aż serce rośnie :D No dobra, to zamykam laptopa bo to nie ma sensu. Wlokę się do łóżka a tam piesek mój najukochańszy właśnie demoluje sypialnię. Przypominam sobie, że miałam zapłacić wszystkie rachunki i tak czas zlatuje mi do 23. Kładę się, ale zmęczenie nie pozwala mi zasnąć. Ach jak ja to kocham :) W końcu zasypiam o 1 i budzę się 6:00. Wyłączam budzik i ku własnemu przerażeniu budzę się 6:40. Ok to już nie jem śniadania. Ubieram się, międzyczasie piesek na dwór, śniadanie dla niego i lecę biegiem na autobus. Uff, zwykle kierowca na mnie czeka :) I w sumie już wiem, skąd ten brak chęci do aktywności fizycznej. Przecież ja co rano biegam za komunikacją. I wracając z pracy mam dokładnie to samo ;) |